Nadal się do mnie
przyznają więc chyba jest okej. Jesteśmy w bardzo dobrym kontakcie i widujemy
się tak często jak to możliwe (czyli dość rzadko), ale jak już mamy okazje
się spotkać to zawsze dobrze spędzamy czas. Nie wiem o co z tym chodzi, ale nie
da się z nimi spędzić czasu inaczej niż dobrze. Mają w sobie jakąś
taką magie którą czarują ludzi.
W drodze do nich
na święta tłumaczyłam Nickowi „Oni są republikanami, ale nie są rasistami” –
Przy obecnej kulturze politycznej w USA łatwo jest paść ofiarą fenomenu, który
psychologowie społeczni nazywają „False Polarization” (fałszywa polaryzacja?).
Nie chcę robić tego wpisu za bardzo politycznego (dajcie znać jeśli was
interesuje jak to z tym Trumpem wszystko się tu lokalnie miewa), ale w skrócie
chodzi o to, że kraj jest teraz bardzo widocznie podzielony politycznie. Republikanie
i demokraci mają dość kiepskie stosunki i jako że Nick wychował się w rejonie
zatoki San Francisco (The Bay Area) i mieszkał w miastach jak SF, Oakland, czy
Berkeley które słyną z poglądów bardzo liberalno-demokratycznych, to chciałam
go powstrzymać od automatycznego uprzedzenia do nich.
False
Polarization to takie cwane uzbrojenie które wszyscy mamy, i dzięki któremu interpretujemy
poglądy innych jako bardziej ekstremalne niż w rzeczywistości są, co prowadzi
do postrzegania większej separacji grupowej. Wydaje nam się, że bardzo się
różnimy, ale w rzeczywistości jest to tylko iluzja i często o wielu tematach
mamy podobne opinie. (Polecam być świadomym tego, przydaje się w życiu :P)
Nick poznał już wcześniej
obie z moich host sióstr (tutaj macie vloga z zeszłego roku, w którym wszyscy
jesteśmy w odwiedzinach u młodszej host siostry Shianny *uprzedzam jest dość
cringe worthy*), poznał też moją host mamę, ale nigdy nie miał okazji poznać
mojego host taty czy brata, którzy mają bardziej konserwatywne poglądy. Trochę
się tym stresowałam, ale jak się okazało niepotrzebnie.
Święta były
bardzo udane, Nick oczywiście zakochał się w całej rodzince (w moim host tacie
to już szczególnie, jednej nocy nie wiedzieliśmy, gdzie się nagle oboje
podziali i po jakimś czasie znalazłam ich obu w garażu, zagadani gorzej niż wszystkie
baby na górze). Udało się nam nawet przeprowadzić kilka nieplanowanych dyskusji
politycznych, które skończyły się bardzo cywilizowanie.
Moją ulubioną
częścią świat (oprócz zwyczajne możliwości zobaczenia się ze wszystkimi), było
na pewno popołudnie przed wigilijne, kiedy poszliśmy strzelać. Strzelaliśmy z
wiatrówek czy tam dubeltówek—nie znam się—i z pistoletów ręcznych. Moi hości
mają dość spory kawałek ziemi oddalony chwile od ich domu, i tam udaliśmy się z…
nie mam pojęcia jak to się nazywa… takim urządzeniem, które wystrzeliwuje
krążki do góry (oczywiście wszyscy się śmiali jak się spytałam czy są
biodegradowalne – jakby co to były), które są obiektem do którego się strzela.
Byłam gotowa na to, żeby pocieszać Nicka, że nic nie szkodzi że nie trafił
w żadne krążki, i że wszyscy inni tutaj regularnie chodzą strzelać, ale ku zdziwieniu
dosłownie wszystkich, Nick wziął i zestrzelił wszystkie trzy krążki z rzędu. Później
trafił jeszcze w dwa z trzech i stał się sensacją. Poznał w te święta dużo
ludzi z miasta, w którym spędziłam wymianę, i wszyscy witając się z nim poraz
pierwszy mówili mu „słyszałem, że bardzo dobrze strzelasz”.
Powiedziałam to pięć lat temu i powiem to znowu dziś – miałam niezmiernego
farta, jeśli chodzi o moich hostów. Z nieznajomych staliśmy się rodziną. Może
nie jest to jednak samo szczęście, ale fakt, że moi hości mają ogromne serca,
które zawsze są otwarte i gotowe przyjąć i kochać. Ich dom zawsze był pełen
ludzi. Jak koleżanka jednej z mojej host sióstr miała problemy rodzinnie,
wprowadziła się do nich. Jak brat mojej host mamy wdał się w problemy z prawem,
cała jego rodzina wprowadziła się do nich do domu na lata. Byłam tam jeszcze i
ja, a przede mną mieszkała z nimi „foster kid” – (byli dla niej taką rodzina zastępczą).
Kochają też oni moją mamę i zawsze ją goszczą z otwartymi ramionami tak jak i
mnie. (Poznali się pierwszy raz jak moja mama mnie odwiedziła podczas wymiany).
A do OG czytelników bloga, macie tutaj kilka indywidualnych updatów o nich:
- Host mama Tina planuje mieszkać na raty w LA i w Valley Springs (przez prace).
Mam nadzieję, że wszystko pójdzie w planach.
- Host tata Jimmy nie
chce mieszkać nigdzie na raty więc jestem ciekawa jak to wszystko sobie
uzgodnią.
- Host siostra
Shianna mieszkała w LA przez ostatnie parę lat, ale właśnie się wyprowadziła w
tym miesiącu, bo będzie iść do szkoły jachtowej. Pracowała tutaj w szkole
aktorskiej dla dzieci, grała w kilku reklamach i chodziła na studia. Teraz chce
poświęcić się podróżom.
- Host siostra
Alissa skończyła studia w Boise State, pracowała potem w firmie, która tworzy
strony internetowe, ale właśnie wprowadziła się znowu do domu, bo uwaga,
również idzie do szkoły jachtowej w Lutym tak jak Shianna. Osobiście uważam to
za świetny pomysł. Będą miały okazje zwiedzić świat i jeszcze na tym zarobić pieniądze.
- Host brat Devin
pracuje na liniach energetycznych (tych bardzo wysokich, co jest bardzo śmieszne,
bo on ma duży lęk wysokości), i mieszka z dziewczyną w Dakocie Północnej.
- Host kuzynka
Katelyn mieszka w Virginii z chłopakiem (którego poznała w Meksyku) i uczy się,
aby zostać pielęgniarką.
- Host kuzyn
Austin skończył już liceum i pracuje w jednym z lokalnych sklepów. Na razie nie
wie co ze sobą zrobić. Jak go poznałam to miał 13 lat, a teraz jest dorosłym,
naprawdę bardzo dojrzałym chłopakiem (nie mogłam się sama temu nadziwić).
- Host kuzyn Andrew wziął ślub i ma ośmiomiesięcznego dzidziusia. Mieszka z żoną w stanie Oklahoma.
Jak widzicie wszyscy się porozjeżdżali po kraju, więc naprawdę wspaniale było ich zobaczyć w święta.
Załączam kilka
fotek z grudnia.
Buziaki dla was wszystkich!
CZYTAJ DALEJ